Nocne spojrzenie na Tallin przez Zatokę Fińską Najciekawszy mój daleki rajd rowerowy tego lata. Przejechaliśmy na rowerach 2 000 km. Wielokrotnie dziennie zdarzały się długie przejazdy po 120-140 km. Litwa, Łotwa i Estonia wraz z białymi nocami na północy, dostarczyły moc pozytywnych wrażeń. Przejazd wzdłuż kamienistych plaż Bałtyku, niepowtarzalne uroki parków narodowych i domostwa jak ze skansenów, na długo pozostaną w pamięci.
Wszystkie barwne opowieści zebrane przed
wyjazdem, o ciekawych miastach, atrakcyjnych regionach i przyjaznych
mieszkańcach, potwierdziły się. Trochę trącił myszką cały ten folklor na
pokaz, spotykany w centrach miast i adresowany do turystów. Ten, na
który czekają różnojęzyczne grupy wysypujące się z autokarów o różnych
rejestracjach. No cóż, tak jest wszędzie. Całą trasę 2 000 km,
pokonaliśmy w trójkę z polskimi proporczykami na rowerach. Umożliwiały one
nawiązywanie kontaktów nie tylko z mieszkającymi tam Polakami, jak np.
prezesem Polonii w Tallinie, ale też w wielu miejscach na trasie. Miła
była taka otwartość w rozmowach. Poznawaliśmy Litwę, Łotwę i Estonię –
tam i z powrotem – wędrując nie tylko główną drogą Via Baltica, ale
często malowniczymi opłotkami, drogami bocznymi, nierzadko szutrowymi.
Tam życie mieszkańców wygląda bardziej siermiężnie, nie na pokaz. Często
po prostu biednie, ale z sercem na dłoni. Dostrzegłem w inny sposób okres utraty niepodległości w czasach, gdy
te państwa były radzieckimi republikami. Nigdzie na trasie nie było
najmniejszego problemu z porozumiewaniem się w języku rosyjskim.
Jechaliśmy przez pewien czas z młodymi Litwinami, których rosyjski był
wręcz literacki. Zazdroszczono nam niekiedy, że tamten czas nie
pozostawił w Polsce takiego piętna, jak u nich i że teraz lepiej nam się
żyje. Języki zachodnie przydawały się w miejscach odwiedzanych tłocznie
przez turystów. Na dalekiej północy w Parku Narodowym Lahemaa, gdzie
dalej lądem już się nie da podróżować (a gdzie każdy, który mieni się
podróżnikiem być musi) spotkaliśmy holenderskich studentów podróżujących
starym busem przez Moskwę i Białoruś. Dla nich język rosyjski brzmiał
niemalże jak suahili.
Pogoda na początku trzytygodniowej wyprawy nas nie rozpieszczała.
Znów potwierdziło się prawo Murphiego, że złe prognozy zawsze się
sprawdzają. Dopiero północ i droga powrotna była łaskawa. Jakże pięknie
doświadczaliśmy białych nocy przy bezchmurnym niebie, jeżdżąc do rana
(?) rowerami po Tallinie i nikomu nie przychodziła na myśl konieczność
oświetlenia roweru. Zakłócilibyśmy światełkami piękny, różowy koloryt
nieba, gdy czerwone słońce chowało się się w wodach Zatoki Fińskiej.
Tacy jak ja, z aparatami w rękach, czekali na bulwarach przy plaży lub
na wzgórzu Tompea, na tarasach zamku wzniesionego przez Zakon Kawalerów
Mieczowych w 1227 roku. Może wtedy należało wypowiadać życzenia? O
północy miasto spowite było zaledwie półmrokiem. To jedyne miasto, do
którego chciałbym wrócić. Jest jeszcze wyspa Saaremaa, która ukryła
przed nami w zanadrzu kilka swoich turystycznych perełek. Zabrakło
czasu... No cóż, jak mówi rosyjskie porzekadło (w skróconej wersji) -
wszystkich książek nie przeczytasz, ale starać się warto! Poznaliśmy
jednak trzy najatrakcyjniejsze miejsca: kratery Kaali, ponad
dwudziestometrowej wysokości wapienne klify Pangi i wiatraki w Angla.
Byliśmy również w stolicy wyspy Kuressaare. Palanga to dawna własność arystokratycznego rodu Tyszkiewiczów, dzięki którym dziś możemy podziwiać piękny zespół pałacowy (obecnie Muzeum Bursztynu) oraz ogromny park z ogrodem botanicznym. Jednak o dawnych właścicielach nigdzie nie ma żadnej wzmianki. W Polsce często natomiast czytuje się o przeszłości tych ziem i obiektów. Drugim miastem na Litwie po Wilnie jest Kowno, pięknie usytuowane przy ujściu Wilii do Niemna, na terenach zielonych, bogatych przyrodniczo. Samo miasto posiada specyficzny urok spokojnego, starego grodu z katedrą w centralnym punkcie, szerokimi alejami i zamkiem. Oprócz głównych ulic, wszędzie jednak wyziera konieczność natychmiastowego odrestaurowania wielu pięknych lecz zaniedbanych kamieniczek. Kowno w okresie dwudziestolecia międzywojennego było stolicą Litwy, ponieważ Wilno należało wtedy do Polski, jest też nazywane tymczasową stolicą. Łotwa to najmniejszy kraj w Europie, gdzie jedna trzecia obywateli mieszka w Rydze, niewielkim jak na stolicę europejską mieście, liczącym zaledwie nieco ponad 700 tysięcy mieszkańców. Zwiedziliśmy tu też dwa odległe od siebie, nadmorskie kurorty: Liepaja i Jurmała, gdzie wreszcie można było popływać w morzu. Najpierw jednak długo trzeba było brodzić w płytkiej wodzie, niemalże po horyzont! Większość pozostałych brzegów bałtyckich też jest płytka, ale kamienista i z olbrzymimi głazami. Tam można zapomnieć o kąpielach. Różnie też tam bywa ze ścieżkami rowerowymi, biegnącymi niekiedy przy plaży. Biegnąca wokół Bałtyku rowerowa trasa R 10 wyprowadziła nas z Liepaji w maliny. Tamtejszym rzekom daleko do naszych krystalicznych wód, a sosnowych żywicznych lasów można szukać ze świeczką. Nie brak natomiast komarów, licznych jak w horrorach. W drodze powrotnej doceniliśmy ostatni nocleg na polskiej ziemi w pięknych okolicznościach naszej przyrody w okolicach Trakiszek i Puńska, gdzie 80 procent mieszkańców stanowią Litwini. Na Litwie jeden z mieszkańców zastanawiał się, czy czuje się bardziej Polakiem, czy Litwinem. Zacierają się tu granice. Warto było wybrać się do krainy białych nocy. Nie straszne były długie i żmudne dzienne przejazdy w drodze powrotnej, często po 140 kilometrów, przez mało atrakcyjne i niezamieszkałe okolice. O pojedynczych niewidocznych domostwach wśród pól i lasów świadczyły jedynie różnobarwne skrzynki na listy, ulokowane przy drodze. Były też na trasie miejsca, które koniecznie trzeba było odwiedzić, jak np. swoiste sanktuarium jakim jest Góra Krzyży w Szawlach na Litwie, gdzie znajduje się ich tam ponad 20 000. Narodową rangę Góry Krzyży podkreśliła pielgrzymka papieża Jana Pawła II, który odwiedził to niezwykłe miejsce. W ogóle litewskie krzyże są istotnym elementem kultury i w 2001 roku zostały wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Nie da się tu opisać wielu atrakcyjnych miejscowości, malowniczych wybrzeży i niepowtarzalnego czaru starych drewnianych domków i ich mieszkańców. Uzupełnieniem są moje zdjęcia. Był to bardzo ciekawy rajd. Zauważa się zróżnicowanie poszczególnych państw i regionów. Na tym tle kulturowo i etnicznie wyróżnia się Estonia, bliższa Skandynawii niż naszej części Europy. |
08 Podróże 2012 > 1 Wyprawy wielodniowe >